Karolina Kwiecień
Pierwszy raz zetknęłam się z dziełem i z osobą Stanisława Vincenza, kiedy zaczęłam jeździć do Bystreca. O autorze cyklu Na wysokiej połoninie opowiedziała mi sąsiadka, która znała jego i jego rodzinę. Wcześniej o tetralogii nie słyszałam, mimo że jej fragmenty znajdowały się ponoć na liście lektur nadobowiązkowych do liceum. Cóż, ja chodziłam do kiepskiego. Szerzej zainteresowałam się postacią pisarza i jego spuścizną podczas przygotowań do I Festiwalu Huculskiego w Krakowie. Byłam wtedy w gronie organizatorów i odpowiadałam za kwestie merytoryczne. W pewnym momencie na prośbę wspomnianej już sąsiadki prowadziłam w jej imieniu korespondencję z córką Vincenza.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie przeczytałam wszystkie cztery tomy Połoniny. Najbardziej interesowały mnie fragmenty odnoszące się bezpośrednio do wierzeń i do warstwy etnograficznej oraz obrazy Bystreca i okolic, czyli miejsc, które znałam. Później wracałam do cyklu, pisząc rozprawę doktorską i inne artykuły o wierzeniach Hucułów, i choć tetralogia nie jest pracą naukową sensu stricto, cytowałam ją jako źródło pomysłów. Ostatnio wyszukiwałam fragmenty dotyczące diabła-szczeznyka, kiedy bratanica mojego męża przygotowywała prezentację maturalną o diabłach.
Teksty Vincenza stanowiły dla mnie inspirację naukową, dzięki nim ułożyłam sobie w głowie tło dla dzieł etnograficznych, np. Wołodymyra Szuchewycza. Ciekawie było też porównywać opisy miejsc z przeszłości z tym, jak wyglądają one dzisiaj. Wokół postaci Vincenza (bardziej niż jego twórczości) zbudowałam koncepcję wymiany młodzieżowej między Krakowem a Bystrecem. Jej uczestnicy postawili pierwszy pomnik tam, gdzie stał dom Vincenza. Wykonali go sami w kształcie dzwonu, na którym wspólnie wypalili napisy w dwóch językach. (Niestety, za materiał posłużyła beczka po bryndzy i obgryzły ją konie.) Z kolei młodzież z Bystreca odwiedziła grób Vincenza i jego żony, Ireny, na Salwatorze, przynosząc ze sobą rucznik i grudkę ziemi z Huculszczyzny.
Dzieło Vincenza miało znaczący wpływ na to, co robiłam i robię. Nie należy ono jednak do książek, po które sięgam dla przyjemności w wolnej chwili, jest bowiem hermetyczne, trudne i wymagające. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie wciągnąć, gdybym nie była wcześniej zainteresowana Huculszczyzną. Dla samych walorów literackich pewnie bym przez nie nie przebrnęła.